Płonące dziewczyny
Witajcie w miejscowości Chapel Croft.
W tej uroczej angielskiej wiosce w XVI wieku na stosie spalono grupę wieśniaków, w tym dwie nastolatki. Trzydzieści lat temu zaginęły tam dwie dziewczyny, a przed dwoma miesiącami samobójstwo popełnił proboszcz miejscowej parafii.
Jack Brooks – pastorka Kościoła anglikańskiego, oraz samotna matka piętnastoletniej córki – przybywa do wioski, aby objąć parafię po zmarłym poprzedniku. Wśród jego rzeczy znajduje m.in. zestaw do egzorcyzmów i notkę z cytatem z Pisma Świętego. „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajnego, co by się nie stało wiadome”.
Im lepiej Jack i jej córka Flo poznają wieś i jej mieszkańców, tym głębiej zostają wciągnięte w podziały, tajemnice i podejrzenia. A kiedy Flo nawiedzają wizje w starej kaplicy, staje się jasne, że w Chapel Croft są duchy, które nie mogą znaleźć spokoju.
Jednak odkrycie prawdy może być niezwykle trudne. W Chapel Croft każdy ma coś do ukrycia i nikt nie ufa obcym.
C.J. Tudor ponownie udowadnia, że jest jedną z najlepszych autorek thrillerów kryminalnych.
C.J. Tudor
Brytyjska pisarka Urodzona w Salisbury. W wieku szesnastu lat rzuciła szkołę i przez lata pracowała na różnych stanowiskach, m.in. jako stażystka, reporterka, scenarzystka radiowa, sprzedawczyni, copywriterka agencji reklamowej i lektorka. Pisze, odkąd była dzieckiem.
Jej debiutancka powieść, wydany w 2018 Kredziarz, przyniosła jej międzynarodową sławę.
Był dreszczyk, był strach, było napięcie. To w książkach lubię, a tu dostałam tego sporo. „Płonące dziewczyny” od początku wywołuje niepokój. Akcja rozgrywa się w małej angielskiej miejscowości i od razu czuć ten małomiasteczkowy klimat, gdzie wszyscy się znają. Książka wywołuje dreszczyk i uczucie grozy. A kolejne wydarzenia tylko potęgują te wrażenia. Nie wiadomo komu ufać, kto jest dobry, kto jest zły. Autorka wszystko dobrze przemyślała i starannie połączyła wszystkie wątki. A rozwiązanie zagadek okazało się zaskakujące. I chociaż w trakcie czytania pewnych kwestii się domyślałam, to i tak nie udało mi się samodzielnie wszystkiego rozwikłać. To druga książka autorki, którą miałam przyjemność czytać i wiem, że na tym się nie skończy. A jeśli Wy poszukujecie nieoczywistej książki, która Was wciągnie i zaskoczy, to polecam Wam „Płonące dziewczyny”.
Z powyższą autorką miałam już do czynienia, czytając książkę "Kredziarz", który notabene również mi się spodobał. ''Płonące dziewczyny" uważam za napisane na podobnym poziomie, co wcześniej wspomniany bestseller. Miałam jednak lekkie opory przed przeczytaniem jej, gdyż nie wiedziałam, czy wątek religijny będzie mocno wpływał na książkę. Nie ukrywając, nie należę do osób religijnych i obawiałam się, ze przez to będzie mi się źle czytało historię, ale teraz mogę powiedzieć, że osoby jak ja, niech się nie martwią, spokojnie możecie ją przeczytać. "Wiara powinna być świadomym wyborem, a nie praniem mózgu, kiedy dziecko jest za małe, by ją rozumieć albo kwestionować. Wiara nie jest czymś, co przekazuje się jako tradycję rodzinną." Akcja powieści dzieje się w Chapel Croft, malutkiej wiosce, gdzie każdy każdego zna i wszyscy są ze sobą w jakiś sposób powiązani. Na pewno znacie takie miejsca, czy to osobiście, czy z zasłyszanych opowieści od rodziny, babci, dziadków. Mają one swój specyficzny klimat. Do takiej wsi trafia główna bohaterka - Jack Broocks, pastorka Kościoła, wraz ze swoją piętnastoletnią córką Flo. Od samego początku autorka książki zaczyna budować napięcie, wprowadza nutkę tajemniczości, chęci dowiedzenia się, co takiego spotkało w przeszłości Jack, że została przeniesiona do angielskiej wioski, która ma w swojej historii mroczną przeszłość oraz tajemnice. W XVI wieku na stosie spalono tam grupę wieśniaków, trzydzieści lat temu zaginęły dwie nastolatki, a przed kilkoma miesiącami samobójstwo popełnił proboszcz tutejszej parafii. "Płonące dziewczyny" opowiadają o wielu mrocznych sekretach skrywanych przez mieszkańców od pokoleń i obawy przed ich wykryciem przez kogoś z zewnątrz. Będą tu zabójstwa, a także lekkie elementy grozy. "Książki nie należy osądzać po okładce, lecz człowieka z pewnością można osądzić po tym, co czyta." Przeczytałam lekturę w oka mgnieniu, z każdym rozdziałem zastanawiałam się, co do licha dzieje się w tym miasteczku. Gdy myślałam, że rozwiązanie zagadek idzie w dobrym kierunku i zmierza ku końcowi, działo się coś, co wprowadzało jeszcze więcej zagadek. Książka do samego końca trzymała mnie w napięciu, im bardziej bohaterki poznawały miejscową ludność, tym więcej tajemnic odkrywały. W historii opowiedzianej przez C.J. Tudor nie zabraknie zwrotów akcji i według mnie, mroku, w kilku momentach odczuwałam też lekki niepokój. Zakończenie książki bardzo mocno mnie zaskoczyło i z całą pewnością mogę rzec, że nie spodziewałam się czegoś takiego.
Ulubiony cytat : Złe rzeczy się zdarzają, ponieważ życie to ciąg przypadkowych, nieprzewidywalnych zdarzeń. Po drodze popełniamy błędy, ale Bóg nam wybacza. Mam przynajmniej taką nadzieję. Zawsze książki autorki C. J. Tudor mocno mnie do siebie ciągnęły, ale nigdy nie zebrałam się w sobie żeby kupić egzemplarz. Minimalistyczne okładki są wręcz magnetyczne. Płonące dziewczyny otrzymałam z wydawnictwa za co bardzo dziękuję, ponieważ była to istna uczta czytelnicza. Prawie pięćset stron ? Krótkie rozdziały, ciekawa fabuła, doskonale wykreowani bohaterowie i książkę czyta się w oka mgnieniu. Dodatkowo to nieustające uczucie niepokoju, które towarzyszyło z każdą kolejną stroną. Otrzymałam dobrze skonstruowany thriller. Miejsce rozgrywanej akcji to mała, angielska wioska Chapel Croft, w której w XVI wieku doszło do spalenia na stosie. Jack wraz z córką przeprowadzają się, aby kobieta objęła parafię po zmarłym pastorze. Nic na pozór nie jest takie jakie w rzeczywistości się wydaje. Na światło dzienne wychodzą dawno skrywane sekrety lokalnej społeczności. Zakończenie dosłownie wgniata. Nie spodziewałam się takiego obrotu całej sprawy. Widać, że autorka wzoruje się trochę na Stephenie Kingu, ale nie traci przy tym swojej indywidualności.
Palenie na stosie, to najgorsze okrucieństwo. Człowiek, który zaczyna płonąć cierpi niemiłosierne katusze. Najgorsze jest to, że ofiarami było tysiące niewinnych ludzi, a gdy czytam, że wśród nich znalazły się także dzieci, czuję niezdrowy pociąg do książki. Gdy jeszcze dodatkowo wspomina się o uprzednich torturach, to jestem całkowicie kupiona. Rewelacja. Czytam książkę tej autorki po raz pierwszy i jestem zachwycona. Zacznę od samej fabuły. Od początku czuć, że coś jest na rzeczy, że w Chapel Croft dzieje się coś dziwnego. Jednak tego, co zaserwowała mi autorka, w ogóle się nie spodziewałam. Skradła moje czytelnicze serce. Rozdziały są krótkie, napisane z trzech perspektyw. Zawierają odrobinę fantastyki, co jeszcze bardziej mnie intrygowało. Nie ma zbędnych opisów, jest dużo dialogów i akcji. Była nieodkładalna. Wciąż wracałam do niej myślami. Nie znalazłam żadnych minusów. Wszystko jest napisane lekkim językiem i widać, że zostało dobrze przemyślane.
Ciarki, niepokój i zjawiska, które powodują, że z lękiem podnosimy głowę i szukamy oczami źródła niespodziewanego skrzypnięcia podłogi. Książki spod pióra autorki zawsze mnie satysfakcjonują – mrok, duszna atmosfera i permanentne napięcie to nieodłączne elementy jej twórczości. Każdy wielbiciel tego gatunku uzna, że to podstawowe składniki dobrego thrillera psychologicznego. Elementów zaskoczenia też jest całkiem sporo, chociaż końcowy plot twist przewidziałam już w połowie książki. Jednak nie przeszkadzało to mi w żaden sposób w czerpaniu przyjemności z rozwiewania mgły unoszącej się nad pozostałymi tajemnicami, które mnożą się w zastraszającym tempie. „Płonące dziewczyny” oprócz tego posiadają też skrupulatnie skrojoną fabułę oscylującą wokół religii, egzorcyzmów, refleksji na temat dobra i zła. Główna bohaterka, co zaskakujące, jest pastorem, i to mnie na początku trochę zablokowało. Obawiałam się z jej strony konserwatywnych działań i poglądów, które będą mnie tylko irytować. Jednak za tym motywem kryje się największa niespodzianka tej książki! Aspekt wiary przedstawiono w tej historii w sposób niekonwencjonalny, a podejście do religii i jej zasad wykreowano z podkreśleniem otwartego umysłu. Myślę, że w dużym stopniu znaczenie miało podejście samej autorki do tej tematyki. Te teorie wręcz przyjemnie się przyswaja, nie czuć presji dopasowania się do tych poglądów. Co za tym idzie, to nie tylko mocny, trzymający w napięciu tytuł, ale również świeża i mądra w przesłaniu koncepcja, która najczęściej obrazowana jest w tradycjonalistyczny, zachowawczy sposób. Historia wciąga czytelnika w sieć wydarzeń, nie pozwalając wyrwać się z tej pułapki, dopóki nie pozna wszystkich sekretów mieszkańców małego, wywołującego klaustrofobiczny klimat miasteczka. To nie jest opowieść utkana tylko w biało-czarnych barwach – odcieni szarości jest tu wiele, a każda z barw osadza się na palecie, z której powstaje obraz gorzkiego finału. Nie brakuje nie tylko dreszczy niepokoju i napięcia, ale także skrajnych emocji, gdyż życie bohaterów to szalona kompilacja wspomnianych już, podstawowych dwóch kolorów. Słabsza strona tej książki? Dialogi. Chwilami zbyt sztywne, pozbawione emocji, które potencjalnie kryją się w postaciach, w formie kilku słów o niczym. Jednak ma to też swoje plusy, bo za sprawą tej prostej kreacji, którą połączono z intrygującym charakterem fabuły, która mami kolejnymi zaskakującymi wydarzeniami, czyta się ją z prędkością światła. Wielbiciele mocnych wrażeń muszą ją mieć na swojej półce!